Bernadetta Darska ”Czas reportażu. O tym, co działo się wokół gatunku po 2010 roku”
[…] opracowanie Bernadetty Darskiej ma charakter pionierski. Dowiadujemy się z tej monografii, jak działa cała, niezwykle rozbudowana, infrastruktura „wokółreportażowa”, jak się interesującego Darską gatunku „używa” (np. hierarchizuje, naznacza prestiżem), jak owa forma rezonuje w polskim życiu kulturalnym itd. Oznajmienie, że oto od pierwszych lat XXI wieku proza reportażowa nie tylko cieszy się dużym uznaniem, ale i nieprzerwanie pozostaje „w natarciu” (liczba tytułów wydaje się dziś nie do ogarnięcia, na scenie reportażowej ciągle pojawiają się nowi autorzy), stało się frazesem – rzecz w tym, żeby wyjaśnić, o co w tej koniunkturze chodzi, wedle jakich scenariuszy się rozwija, jakie są główne wektory czy determinanty owego triumfu prozy reportażowej. O tych właśnie okolicznościach, rozmaitych kontekstach czy „układach” panujących w świecie naszych reportażystów i osób im towarzyszących monografia Darskiej traktuje. […]
Uogólniając, powiedziałbym, że kompetencje eksperckie olsztyńskiej badaczki dalece wybiegają poza wiedzę, kto i jak pisze, co się u nas publikuje. Bo też chodzi o wiedzę, a raczej świadomość z poziomu metatekstowego, uwzględniającą najróżniejsze konteksty (rynkowe, medialne, genologiczno-strukturalne, niekiedy nawet towarzyskie). Wydaje mi się tedy, że trzeba by tu mówić o znawstwie szczególnego rodzaju, gdyż ostatecznie Bernadetta Darska nie tylko mówi nam, co się w ostatnich latach (ściśle: po 2010 roku) dzieje z reportażem i wokół reportażu, ale przede wszystkim potrafi mówić o tym krytycznie (w najlepszym rozumieniu tego słowa).
Z recenzji wydawniczej prof. Dariusza Nowackiego
Katarzyna Błaszczyk i Hanna Bogoryja-Zakrzewska “Zdarzyło się naprawdę. Opowieści reporterskie”
W 2005 roku nagrano ukrytym mikrofonem i kamerą 53-letniego dziennikarza, który proponował 16-latce zakup telefonu w zamian za seks. Zgodziła się bez zastanowienia. Niedługo po tym kilka dziewczyn z przerażającą szczerością opowiedziało, dlaczego to robią i co z tego mają. Reportaż radiowy stał się inspiracją filmu pt. Galerianki.
Artur został napadnięty, wywieziony i porzucony w przydrożnym lesie. Na skutek uderzenia w głowę, stracił pamięć. Został bezdomnym. Tylko żona nie wierzyła, że mógł tak prostu zniknąć, i nie przestała go szukać.
Kiedy Jacek przekazał Agnieszce wszystkie oszczędności i wziął dla niej kredyt, by ta rzekomo mogła uwolnić się od swoich sutenerów, kobieta zniknęła. Jacek postanowił, że tak tej sprawy nie zostawi. Jak bardzo trzeba pragnąć miłości, by zakochać się w prostytutce i dać się jej oszukać?
Dwie uznane dziennikarki, Hanna Bogoryja-Zakrzewska i Katarzyna Błaszczyk, powróciły do bohaterów najciekawszych, wielokrotnie nagradzanych reportaży i sprawdziły, jak potoczyły się dalsze losy tych osób. Czy reportaż znacząco wpłynął na ich życie? Jak zmienił same reporterki?
Aleksandra Boćkowska “To wszystko nie robi się samo. Rozmowy na zapleczu kultury”
Oglądając spektakl, wystawę albo film, czytając książkę czy idąc na koncert, rzadko pamiętamy o tym, jak wiele osób pracowało przy ich powstaniu. Dzięki znakomitym rozmówcom Aleksandry Boćkowskiej zaglądamy na zaplecza kultury i poznajemy tajniki tych na co dzień niedostrzegalnych zawodów. Bo kto z nas zastanawiał się, na czym polega praca tłumacza migowego, realizatorki audiobooków, audiodeskryptora albo opiekunki archiwum fotograficznego? Czy wiemy, po co montażyście wystaw deskorolka? Jakie cechy musi mieć dobry researcher? Co to jest zmarszczenie marszczyciela i czym różni się rekwizyt od kostiumu?
To wszystko nie robi się samo to zbiór rozmów z ludźmi, którzy współtworzą kulturę „z tylnego siedzenia” i pomagają nam zrozumieć, ile osób i jak wiele czynności potrzeba, by wystawy, książki, muzyka i festiwale w ogóle istniały. A przy okazji, dlaczego – jak mówi jedna z rozmówczyń Boćkowskiej – najciekawsze dzieje się właśnie na zapleczu.
Aleksandra Boćkowska od 2019 roku na łamach „Dwutygodnika” prowadzi cykl rozmów Zaplecze kultury. To one były zaczynem tej książki. Na To wszystko nie robi się samo składają się premierowe teksty oraz uzupełnione rozmowy opublikowane w „Dwutygodniku”. Książka powstała przy współpracy z Domem Spotkań z Historią.
Witold Bereś, Janusz Schwertner „Szramy. Jak psychosystem niszczy nasze dzieci”
Ania (imię zmienione), lat 12, wyciem obudziła w środku nocy rodziców – wcisnęła się w rogu pokoju, który cały był zasłany papierkami. Odwieziono ją do szpitala dziecięcego. Tam się cięła, truła lekami, aż wreszcie odmówiono jej dalszego leczenia.
Dla Marysi, lat 15, nie było miejsca na oddziale młodzieżowym w innym szpitalu, więc przyjęto ją na oddział dla dorosłych. W nocy została zgwałcona przez jednego z pacjentów. W tym czasie opiekę nad ponad czterdziestoma pacjentami sprawowały dwie pielęgniarki – ponoć dla bezpieczeństwa zamykały się na klucz w dyżurce.
Milo (lat 23), nie do końca wiedział czy jest chłopakiem, dziewczyną czy kimś pomiędzy tymi płciami. Dziadek odpowiedział mu, że zrobi z niego mężczyznę. Milo skoczył z mostu.
Jakubowi (imię zmienione), lat 17, pełnemu wahań, lekarz zalecił seks z ukochaną dziewczyną, zamiast – jak się wyraził – filozofowania. A że Jakub później ze swoją dziewczyną się pokłócił, więc skoczył z okna.
I tak dalej, i tak gorzej…
Zaczęło się od reportażu „Miłość w czasach zarazy” w Onecie, w którym Janusz Schwertner opisał jeden z dramatycznych przypadków niedostosowania psycho-płciowego młodych ludzi. Oto nastoletnia Wiktoria poczuła się chłopakiem, została Wiktorem, ale szczucie środowiska i represyjność systemu zadziałały – Wiktor skoczył pod pociąg metra. Jego przyjaciel Kacper, mający podobne problemy, na szczęście został uratowany, choć z trudem przetrwał pobyt na oddziale dziecięcej psychiatrii.
Gdy podsumować tego typu wypadki, okaże się, że Polska zajmuje drugie miejsce w Europie pod względem samobójstw dzieci i młodzieży poniżej 19. roku życia. Zabijają się, bo sobie nie dają rady, a wokół są otoczeni morzem niechęci i nietolerancji wobec Innych. A gdy do tego dodać niewydolność służby zdrowia, tępą opresyjność szkoły, pokrzykiwania polityków i kościelne szczucie, to w efekcie co dziesięć lat znika małe miasteczko, pełne wrażliwych, ciekawych i inteligentnych młodych ludzi, przed którymi całe życie. Kto jest temu winien? Państwo? A może my wszyscy?